W zasadzie po zimie...

Czy to złudzenie, czy ta zima była faktycznie wyjątkowo lipna? Czy padliśmy ofiarą globalnego ocieplenia?
Powyższa mapka pokazuje stan pokrywy śnieżnej na północno - wschodniej części globu. Jak widać, więcej śniegu jest w Iranie niż u nas. W Europie pod śniegiem tylko Alpy, część Bałkanów i wschód.
Śnieg pokrywa zaledwie parę procent powierzchni kraju i aura faktycznie nie przypomina już zimowej. W zasadzie wiosennej też nie: mamy do czynienia z czymś określanym dawniej mianem przedwiośnia. Ponoć przedwiośnie, jako uzupełniająca pora roku jest w zaniku, a zmiany klimatyczne sprawiają, że granica między zimą a wiosną jest ostrzejsza niż kiedykolwiek. Nie tym razem jednak. Na razie prognozy wskazują na to, że zimowe układy wyżowe trzymać się będą przez jakiś jeszcze czas i tym samym blokowany będzie napływ cieplejszego, wilgotnego powietrza znad Atlantyku, które odpowiada za eksplozję wiosny. Po syberyjskich temperaturach w lutym obecne wydają się mimo wszystko nad wyraz przyjemne. W Alpach sezon narciarski potrwa jeszcze od kilku tygodni do nawet półtora miesiąca w przypadku Livigno czy Aosty, ale u nas można już podsumować przebieg zimy.
Faktycznie, poza lutowym epizodem, przebiegała ona u nas podobnie jak to ma miejsce w Europie zachodniej. Na reklamowanym już uprzednio portalu www.meteo.pl znaleźć dziś można linki do ciekawych danych. Tutaj sprawdzicie, jak w przekroju całej zimy kształtowała się pokrywa śnieżna (tzn ile procent powierzchni Polski znajdowało się pod śniegiem i kiedy):
Nędza. Jak widać zima przyszła późno i wygląda na to, że szybko odejdzie (co akurat może cieszyć).
A tu dla porównania wykresy z lat poprzednich:
Zwróćcie uwagę zwłaszcza na sezon 2005/6, kiedy śnieg zalegał w całej niemal Polsce od grudnia do końca marca. Pamiętam, że było fantastycznie: przez 3 dni nie mogłem wyjechać do pracy z mojej podkrakowskiej wsi. I choć zmian klimatycznych, a konkretnie podnoszenia się średniej globalnej temperatury nie można kwestionować, to jednak nie można każdej cieplejszej zimy traktować jako efektu tych zmian. W ostatnich stuleciach mieliśmy do czynienia nie tylko z dłuższymi okresami cieplejszymi i chłodniejszymi, ale także - w obrębie tych okresów - z ogromną zmiennością zarówno ilości śniegu jak i temperatury każdej kolejnej zimy. Warto zerknąć na diagram z sezonu 1997/8, jeszcze mniej śnieżnego niż obecny. Nie wykluczone zatem, że za rok zasypie nas znów na amen.
Na koniec coś dla oka: efektowne obrazy satelitarne zamarzniętej Polski okiem satelity:




3 komentarze:

  1. Ta moja wioseczka (koło Żywca) jest za mała, żeby ją było widać na tej mapie, ale śniegu jest jeszcze ponad 1 metr (słownie: jeden metr). Wystarczy, żeby obdzielić średniej wielkości powiat ;-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakże ja się cieszę, że nie mieszkam w Rosji. Mogło być lepiej, ale mogło też zdecydowanie gorzej. Idę utopić marzannę.

    OdpowiedzUsuń