Idzie surowa zima? - część 1


Ci, którzy wybierają się na narty w środku sezonu zwykle nie interesują się zawczasu pogodą, wedle zasady, że jest zima to jest zimno. Ci, którzy myślą o wyjeździe na początek lub koniec sezonu, spędzają sporo czasu na rozmyślaniach o wyborze właściwego terminu i miejsca. Niestety, wiąże się to często z niesprawdzonymi informacjami lub głęboko zakorzenionymi mitami dotyczącymi zimy.
Jeśli ufasz prognozom długoterminowym będziesz się cieszyć lub martwić, w zależności od tego, jakie źródło wybierzesz. Na obecnym etapie rozwoju meteorologii nie ma ani jednego, obowiązującego modelu obliczeniowego, który dawałby zadowalające rezultaty. Wciąż jest to etap eksperymentów, choć uwzględniono już masę danych takich jak temperatury wód Pacyfiku, aktywność słoneczną, zmiany potencjału magnetycznego Ziemi. Większość szanujących się instytucji badawczych nie bawi się nawet w publikowanie przewidywań tego typu, w przeciwieństwie do portali i stacji telewizyjnych, które wiedzą, jak wpływa to na słupki oglądalności. A po paru miesiącach i tak nikt nie pamięta, co było przewidywane. O symptomach nadejścia srogiej zimy donosi dziś "Fakt" :-)
Poniżej podam parę obserwacji ogólnych, mających zastosowanie w planowaniu wyjazdów narciarskich. Źródło: 10 lat obserwacji.
Początek sezonu.
Poza regionami lodowcowymi, większość ośrodków alpejskich rozpoczyna sezon pod koniec listopada (zwykle ostatni weekend) lub na początku grudnia. Robi się tak, bo to się opłaca, co znaczy, że statystycznie rzecz biorąc, ryzyko pogody uniemożliwiającej otwarcie znacznej części tras jest minimalne. Ekonomia jest tu odwzorowaniem tendencji natury. W ciągu ostatnich 10 lat tylko raz zdarzyło się, że w pierwszym tygodniu grudnia pogoda w części regionów Włoch (Trentino) uniemożliwiała jazdę i proponowaliśmy klientom zmianę miejsca wyjazdu na Austrię, gdzie warunki były w porządku. Przyczyną była anomalia w postaci wielkiego, długiego ośrodka wyżowego rozciągającego się od wschodniego Atlantyku po Rosję i blokującego całkowicie napływ kolejnych niżów, układ całkiem nietypowy dla tej pory roku. Trwało to przez kilka tygodni, do początku grudnia i owocowało temperaturami sięgającymi kilkunastu stopni w miejscowościach takich jak Cavalese. Potem, nagle nadeszły śnieżyce, które w ciągu jednego weekendu zapewniły świetną jazdę na wszystkich trasach. W drugim tygodniu grudnia nie spotkałem się jeszcze z brakiem śniegu we Włoszech. Duże opady zawsze pojawiają się w Alpach pomiędzy druga połową listopada a początkiem grudnia i są wystarczające do otwarcia tras. Jeśli ktoś zatem czeka już na pierwsze szusy w grudniu – to uspokajam - nie przewidujemy problemów. Ale jeżeli ktoś ma złe przeczucia, to może dla pewności wybrać termin od 10 grudnia.
Naśnieżanie: fakty i mity.
Obecnie wszystkie większe ośrodki narciarskie dysponują siecią urządzeń naśnieżających. W zasadzie możliwe jest otwarcie tras praktycznie bez opadów, pod warunkiem jednak, że temperatury (przynajmniej w nocy) oscylują wokół zera, co jest zwykłym stanem od grudnia do marca. W praktyce jednak stworzenie pokrywy śnieżnej bez opadów jest bardzo czasochłonne – dla przykładu - przejezdność większości tras we Fiemme można zapewnić w ok. 2 tygodnie. Dlatego system armatek śnieżnych należy traktować bardziej jako system dośnieżający, uzupełniający braki naturalnej pokrywy. Opady w Alpach są sprawą normalną już w październiku, a tym bardziej w listopadzie (proszę sprawdzić stan stoków w Livigno obecnie: http://www.livigno.com/en/sport/verificare/webcam/webcam1.htm), więc w przypadku małych opadów naturalnych regiony zaczynają intensywne naśnieżanie w listopadzie. Jeszcze bardziej przydają się armatki w suchych okresach głównego sezonu (eliminowanie lodu) i pod koniec (ubytki pokrywy śnieżnej spowodowane nasłonecznieniem). Wbrew pozorom nawet temperatura przekraczająca 0 stopni nie eliminuje możliwości naśnieżania, gdyż obecnie stosowane są środki chemiczne, umożliwiające tworzenie sztucznego śniegu przy kilku stopniach powyżej zera. Raz stworzona i ubita pokrywa śnieżna jest na tyle trwała, że poważnie narusza ją dopiero intensywna eksploatacja lub marcowe słońce.
Różnice pomiędzy regionami.
W tle "góra idealna": Cervinia/Matterhorn (Val d'Aosta- marzec).  Było na prawdę zimno.
Faktycznie, są jednak miejsca, w obrębie południowej części łańcucha Alp, pewniejsze pod kątem warunków narciarskich i długości sezonu. Po pierwsze dolina Aosty: Cervinia i Monte Rosa: ogromne i bardzo wysoko położone tereny. W całym artykule pomijam aspekt jazdy na lodowcu, bo to osobny temat i tutaj także nie mam na myśli lodowcowych fragmentów tych stacji, tylko to, co poniżej. Sam fakt położenia tras pośród najpotężniejszych szczytów w Alpach (Monte Rosa – największy masyw alpejski, z 15 wierzchołkami ponadczterotysięcznymi) ma wielki wpływ, ponadto są to najwyżej położone tereny narciarskie we Włoszech. Od końca listopada do kwietnia jazda gwarantowana.


Drugie w kolejności jest Livigno – „Mały Tybet”, osłonięte potężnymi masywami ze wszystkich stron: zimny i słoneczny, gwarantuje także jazdę od przełomu listopada i grudnia do kwietnia. Po połowie kwietnia robi się czasem gorąco, ale śnieg jest. W tym roku było już zupełnie odlotowo: + 18 stopni, jazda kiepska (rano beton, potem breja), ale i tak cudownie.
Przypomniałem sobie, że mam fotkę, która upamiętnia tegoroczne, kwietniowe temperatury w Livigno. Przez chwilę było nawet cieplej niż podawałem.
Do pewnych stacji należy także Tonale: stoki położone są powyżej 1900 m.n.p.m. Mniej znany jest natomiast fakt, że stacje włoskiego Tyrolu Południowego, np. Plan de Corones/Kronplatz też gwarantują dobre warunki na otwarcie sezonu i dobrą jazdę na wiosennym free ski, choć raczej do przełomu marca i kwietnia, nie dłużej. W jedynej, zarejestrowanej przeze mnie przez 10 lat sytuacji z problemem śniegowym na początku sezonu (opisywałem powyżej) Kronplatz należał do stacji, która została otwarta w terminie z dobrymi warunkami narciarskimi. W tym przypadku decydującą rolę odgrywa bliskość głównej grani Alp – tuż obok doliny Pusteria, po północnej stronie przełęczy położony jest Zillertall i lodowiec Tux.
cdn.

Trochę Włochom odbiło.

Postanowiłem ostatnio przyglądnąć się wzrostom cen karnetów w ciągu ostatnich lat. Wychodzi na to, że Włosi naprawdę lekko przegięli, choć na szczęście nie we wszystkich regionach:
Poniżej porównanie cen sprzed 2 lat i obecnych. Karnety 6 dniowe, najczęściej wybierane przez polskich narciarzy, ceny w wysokim sezonie:
Dolomiti Superski (1 karnet na 12 stacji narciarskich, największy obszar w Włoszech i chyba w Europie objęty wspólnym karnetem, ok. 1250 km tras)
2009/10: 225 euro
2011/12: 241 euro – wzrost o ok. 9%
Super Skirama (1 karnet na wszystkie stacje w rejonie Val di Sole: Marilleva/Folgarida, Tonale/Adamello, Madonna di Campiglio, Pinzolo, Paganella i kilka mniejszych stacji, w sumie ok 380 km tras)
2009/10: 203 euro
2011/12: 235 euro – wzrost o ok. 16%
Alta Valtellina (Livigno, Bormio, Isolaccia, St. Caterina, w sumie ok 200 km tras)
2009/10: 185 euro
2011/12 223 euro – wzrost o ok. 21%
Dla porównania, inflacja w strefie euro wyniosła w tym czasie nieco ponad 5%. Trzeba nazwać sprawy po imieniu: grubo Włosi pojechali. Daję głowę, że gdyby zapytać zarządy konsorcjów narciarskich o powody, to w wytłumaczeniu pojawiłaby się mantra o cenach prądu. Miałem też okazję rozmawiać ostatnio z osobami odpowiedzialnymi za marketing w Val di Sole i usłyszałem, że głównym powodem podwyżek są ogromne inwestycje w wyciągi. To prawda, inwestycja łącząca Pinzolo z Madonną di Campiglio to gruba sprawa. Jednak, jeżeli producent ulepszy swoją pralkę czy telewizor, to nie po to, żeby kasować więcej, tylko po to, żeby klienci nie odeszli do konkurencji.
Co ciekawe, konsorcjum Superskirama faktycznie zamknęło zeszły sezon na duuużym minusie i w efekcie został ustanowiony państwowy zarząd komisaryczny. Oczywiście, bez względu na wyniki finansowe wyciągi będą jeździć dalej, bo to podstawa bytu regionu. Ale biorąc pod uwagę, że ruch turystyczny minimalnie wzrósł a ceny poszły w górę już w poprzednim sezonie, to jedynym wytłumaczeniem tych wyników finansowych jest włoska organizacja pracy.
A może po prostu ten biznes generuje takie koszty, że inaczej się nie da?
Da się. W Włoszech np. Vialattea (Sestriere) nie zmieniła cen od 3 lat: 180 euro kosztuje karnet na 400 km tras.
Przypatrzmy się też Austriakom:
 Ski Amade (5 wielkich ośrodków, w sumie 860 km tras)
2009/10: 196 euro
2011/12: 210 euro – wzrost 7%
Kitzbuhel- All Star Card (10 wielkich ośrodków, w tym Kitzbuhel-Kirchberg, Saalbach, Kaprun-Zell am See, w sumie ok 1080 km tras)
2009/10: 211 euro
2011/12: 224 euro – wzrost ok. 6%
Zillertal (wszystkie ośrodki doliny wraz z lodowcem Tux, w sumie ok. 640 km tras)
2009/10: 193 euro
2011/12: 205 euro – wzrost ok. 6%
Sprawdziłem, ceny elektryczności są we Włoszech minimalnie niższe niż w Austrii. Może zatem jednak organizacja i koszty pracy? Nie wchodząc w szczegóły, z moich rozmów wynika, że patologie dotyczące zatrudnienia są tak daleko posunięte, że na tym tle sytuacja w Polsce to prawdziwa Ameryka. Z resztą nie pierwszy raz mam wrażenie, że wiele spraw stoi w Italii na głowie bardziej niż u nas (np. sądownictwo).
No i co z tego wynika? Myślę, że na razie nic, na razie różnice między Włochami a Austrią nie są na tyle duże, żeby znacząco wpływały na decyzje narciarzy. Ponadto, biorąc pod uwagę ceny noclegów Włochy są tańsze od Austrii i wyższe ceny karnetów nie niwelują tej różnicy. W dłuższej perspektywie takie podwyżki mogą się jednak Włochom odbić czkawką. Zachęcam w tej sytuacji, aby dokładnie przemyśleć plan wyjazdu, gdyż w sprzedaży dostępne są także karnety mieszane np. Fiemme 4 dni, 2 dni Dolomiti Superski, tańsze i znacznie bardziej sensowne dla wielu programów narciarskich. Wiele karnetów jest także dostępnych przez stronę Wygoda Travel ze zniżkami, które częściowo niwelują wzrost cen (w Aoście jest to aż 60 e zniżki). Ponadto, możemy zdecydować się na jeden z mniejszych, a dobrych ośrodków narciarskich, gdzie ceny karnetów są znacząco niższe, o czym będę jeszcze pisał.
No i na koniec cymes: oczywiście najdrożej jest u nas. Jedyny wysokogórski ośrodek narciarski – Kasprowy - umożliwia jazdę za 90 zł dziennie (Goryczkowa albo Gąsienicowa), do tego wyjazd kolejką za ok 40 zł. W sumie 780 zł za 6 dni jazdy (jakieś 180 euro). A to wszystko za 2,6 km (!) tras (Goryczkowa) + wątpliwa przyjemność zjazdu leśną nartostradą (ok. 4 km). Niewiarygodne.

Cała prawda o free ski.

Free ski, czyli karnet gratis? Dość romantyczna teoria: w dzisiejszych, totalnie merkantylnych czasach ktoś rozdaje karnety za darmo. Mit „skipassu gratis” wykreowało Val di Sole, a część biur podróży nadal trzyma się tego skutecznego chwytu marketingowego. Jaka jest prawda?
Jak łatwo przewidzieć, ceny noclegów w sezonie narciarskim zależą od nasilenia ruchu turystycznego w danych tygodniach. Podobnie jest z karnetami: mamy sezon wysoki, niski i terminy promocyjne. Najdrożej jest na święta, w sylwestra i w lutym. Przez większość grudnia i po połowie marca ceny spadają, niekiedy znacznie. Wyobraźmy sobie teraz sytuację, w której 7 noclegów w hotelu kosztuje np. 420 euro (Włochy, oficjalne ceny za średniej klasy hotel niedaleko wyciągów, śniadania i obiadokolacje). Wyobraźmy sobie, że dzieje się to w lutym, a więc ceny za karnet są wysokie. W Val di Sole skipass Super Skirama kosztuje 235 euro. Za pakiet 7 noclegów+skipass zapłacimy 655 euro. A teraz załóżmy, że ten sam skipass kosztuje 110 euro a noclegi nie, 60 lecz 44 euro za noc. Za pakiet z karnetem zapłacimy 418 euro, czyli mniej niż sam hotel w sezonie. Dołóżmy do tego taki bajer, że karnetów nie odbiera się w kasie, ale wręcza nam je hotelarz (lub biuro) i nie ma na nich wydrukowanej ceny. Oto recepta na free ski w wydaniu Val di Sole. Czyż nie wygląda na to, że skipass dostaliśmy gratis?
Niezależnie od tego jak to działa, terminy free ski, czy to te na początku grudnia, czy te z końca marca, są bardzo korzystną opcją. W opisanym powyżej przypadku jesteśmy 235 euro do przodu.
A jak wygląda free ski w innych dolinach alpejskich? Ciekawy jest przypadek obszaru Dolomiti Superski (Val Gardena, Val di Fiemme, Val di Fassa, Plan de Corones, Alta Pusteria, Alta Badia, w sumie 12 ośrodków). Stosowane w tych regionach przed- i posezonowe promocje opierają się na zasadzie 5=6, czyli za 6 dni jazdy płacimy tyle, co za 5. Czasami niektóre z hoteli oferują 7 noclegów w cenie 6. Nasze korzyści są w tym przypadku niewiele mniejsze niż w Val di Sole. W Val di Fiemme za skipass na całą dolinę zapłacimy nie 163, ale 142 euro (stawki za 6 i 5 dni w grudniu). Dla porównania cena w lutym wynosi 204 euro. Do tego możemy znaleźć hotel (przykład realny: *** z basenem, 3 km od stoków, śniadania i obiadokolacje), w którym zostaniemy skasowani tylko za 6, a nie 7 noclegów:  348 zamiast 406 euro. Za całość z karnetem zapłacimy zatem 490 euro. Dla odmiany, w wysokim sezonie (np. 5 luty) 7 noclegów z karnetem będzie nas więc kosztować 666 euro. Nasz zysk przy wyjeździe w grudniu wyniesie zatem 176 euro. Karnet jest niemal „gratis” J. Niestety, nie tak łatwo znaleźć hotel z formułą 5=6.
Gdybyśmy jednak w powyższych obliczeniach nie porównywali cen grudniowych z tymi z lutego, tylko oficjalne grudniowe do promocyjnych grudniowych, to żadną miarą gratis nam nie wyjdzie. Można powiedzieć, że choć ceny na free ski są faktycznie dużo korzystniejsze niż w sezonie, to koncepcja darmowego karnetu jest bujdą na resorach. A że oszczędzić można 100 lub więcej euro na osobę to inna sprawa.
Czasem zdarzają się dużo większe okazje, szczególnie w droższych hotelach. Jest to pole do popisu dla biur podróży, które zapewniając hotelarzowi dużą ilość klientów w niższym sezonie, mają pozycję do skutecznego prowadzenia negocjacji, aż do uzyskania bardzo korzystnej ceny. Ogólnie terminy free ski to okres, w którym klient decydujący się na samodzielną, bezpośrednią rezerwację w hotelu zapłaci najczęściej bardzo podobną cenę jak w biurze podróży, a w części przypadków samodzielna rezerwacja wyjdzie nawet drożej. Dociekliwym proponuję sprawdzić dla przykładu ceny takich hoteli jak Bes w Claviere, La Torre w Sauze d’Oulx (obydwa w regionie Vialattea), Medil lub La Madonnina w Val di Fassa: najpierw na stronach Wygoda Travel, a potem na oficjalnych stronach hoteli (łatwo wygooglać).
Kiedy indziej napiszę jeszcze trochę o absurdach związanych z free ski.